„Grupa, z która ja wyjechałem z obozu była jedną z ostatnich – czytamy w relacji Stanisława Swianiewicza.* – Załadowano nas do więziennych wagonów, znaleźliśmy tam na ścianach napisy mniej więcej tej treści: „jazda do kraju to bujda, wiozą nas do nowych obozów”.

Rano dnia 30 IV l940 minęliśmy Smoleńsk. Kilkanaście kilometrów za Smoleńskiem wagony nasze zatrzymano. Zjawiła się pogłoska, że tu będziemy się wyładowywali. Wkrótce do wagonu, w którym przebywałem, wszedł wyższy oficer NKWD, wezwał mnie i oświadczył, że będę z ogólnego transportu wydzielony, poczem przeniesiono mnie do innego wagonu i osadzono w osobnym przedziale więziennym.

Z tego przedziału przez okienko więzienne pod sufitem, udało się mnie zaobserwować, że plac przed torem kolejowym jest dość gęsto obstawiony strażami NKWD; moich kolegów wyładowywano i wsadzano do autobusów z zamalowanymi szybami. Autobus po odwiezieniu jakiejś partii wracał po upływie mniej więcej pół godziny po następną. Z tego wywnioskowałem, że moich kolegów przewożono do jakiegoś obozu, znajdującego się w stosunkowo niedużej odległości od kolei[…]”

Stanisław Swianiewicz

—————-

* Kopia relacji w zbiorach Instytutu Katyńskiego w Polsce.

„Do Charkowa przywożono ich koleją w specjalnych wagonach – pamięta Mitrofan Wasiliewicz Syromiatnikow. – Z Zarządu NKWD wyjeżdżały samochody, którymi przywożono Polaków do budynku Zarządu NKWD. W tym czasie byłem starszym dozorcą w wewnętrznym więzieniu i nieraz zdarzało się, że przyjmowałem Polaków i umieszczałem ich w celach. Z reguły w celach przebywali oni krótko dzień – dwa, a czasem kilka godzin, po czym wprowadzano ich do piwnicy NKWD i rozstrzeliwano. Czy rozstrzeliwano ich na podstawie wyroków, czy na podstawie innych decyzji sądowych – o tym mi nie wiadomo…

W piwnicy znajdowali się prokurator, kto dokładnie nie pamiętam oraz komendant Kuprij, innych danych o nim również nie pamiętam (wówczas był on komendantem Zarządu NKWD ) i kilka osób z komendantury. Kto personalnie rozstrzeliwał Polaków – o tym mi nie wiadomo. Po rozstrzeliwaniu trupy Polaków wrzucano do ciężarówek o odwożono do Parku Leśnego [..] Rozstrzeliwań Polaków dokonywano w miarę ich napływu do Zarządu NKWD. Ilu ich przywieziono – nie wiem i nawet nie mogę powiedzieć w przybliżeniu, ponieważ chorowałem przez dwa miesiące. Kilkakrotnie zdarzało mi się ładować trupy Polaków i odwozić je na miejsce pochówku[ które] znajdowało się mniej więcej 200 metrów od szosy biełogorodzkiej. Trupy Polaków układano do dużych dołów, których było dwa lub trzy…”*

—————————–

Bożena Łojek, „ Zeznania Syromiatnikowa w sprawie wymordowania jeńców polskich” (w ) II PÓŁWIECZE ZBRODNI, Zeszyty Katyńskie Nr 5, Wyd. Niezależny Komitet Historyczny Badania Zbrodni Katyńskiej, Polska Fundacja Katyńska, Warszawa 1995.

Przeczytaj:

KATYŃ. Zagłada. Dokumenty zbrodni. Warszawa 1998.
Musielak Leon Spod Czestochowy do Kozielska, Kraków 1991.
Swianiewicz Stanisław, W cieniu Katynia, Warszawa 1990.
Tucholski Jędrzej, Mord w Katyniu, Warszawa 1990.
Wołągiewicz Ryszard, Katyń w albumach rodzinnych, Szczecin 1991.
Zawodny Janusz,  Katyń,  Paryż l989.
„Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”. Z przedmową Władysława Andersa. Wyd. Londyn 1948.

1 kwietnia 1940 roku komendant obozu w Ostaszkowie, major bezpieczeństwa państwowego Paweł Fiedorowicz Borisowiec otrzymuje rozkaz wysłania pierwszych grup polskich jeńców wojennych do dyspozycji szefa UNKWD ZSRR obwodu kalinińskiego. Pod „najściślej tajnymi”, dostarczanymi adresatowi wyłącznie „do rąk własnych” spisami polskich nazwisk znajduje się podpis Szefa Zarządu NKWD ZSRR do spraw jeńców wojennych, kapitana bezpieczeństwa państwowego Piotra Karpowicza Soprunienki. Zapytany po latach o swój podpis zwykłym ołówkiem i własnoręcznie dopisaną datę na tym dokumencie emerytowany generał Soprunienko oświadczy, że od końca marca do końca maja 1940 znajdował się w Wyborgu, a po powrocie stamtąd do Moskwy nikt z kierownictwa NKWD ZSRR nie powiedział mu, gdzie się podziali polscy jeńcy wojenni, ale „w tych czasach nie można było pytać…”

Bardziej rozmowny jest Dmitrij Stiepanowicz Tokariew, w 1940 roku szef Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego. W marcu l991 roku, przez dwa dni odpowiada na pytania, zadawane mu przez prokuratorów Naczelnej Prokuratury Wojskowej, m.in. podpułkownika służby wymiaru sprawiedliwości – Anatolija Jabłokowa.

Emerytowany major Tokariew pamięta kwiecień 1940 roku, kiedy w jego gabinecie pojawili się trzej wysocy funkcjonariusze NKWD, aby kierować rozstrzelaniem polskich jeńców wojennych. „Kto był rozstrzeliwany? – zastanawia się w drugim dniu zeznań. – Jak się później dowiedziałem wszyscy policjanci niezależnie od stopnia, zaczynając od młodszych stopni [ rozstrzelano tez ] wszystkich strażników więziennych, całą służbę graniczną, dowódców straży pożarnej…”

Po tym monologu – oświadczeniu Tokariewa przesłuchanie schodzi na akcję „rozładowywanie „- jak w wielu ówczesnych sowieckich dokumentach – nazywano transporty jeńców w l940 roku. Także transporty z obozu ostaszkowskiego do Kalinina…

Jabłokow: Po ile wagonów wysyłano?

Tokariew: Pierwszy raz przywieziono [ z Ostaszkowa] 300 ludzi. Okazało się, że za dużo. Noc była krótka i trzeba było kończyć już o świcie. Następnie zaczęto przywozić po 250. Policzmy, ile trzeba wagonów, by wypchać po brzegi więźniami?

Jabłokow: Dwa wagony[…] Poprzednio złożyliście zeznania, że na prośbę Błochina byliście obecni przy badaniach polskich jeńców wojennych przed ich rozstrzelaniem?

Tokariew: Mówiłem nie na prośbę, lecz weszli do mnie we trzech: Siniegubow, Błochin i Kriwienko. Siedziałem w gabinecie. Cóż, pójdziemy? Pójdziemy!

Jabłokow : Czy to było już w pierwszy dzień?

Tokariew: W pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zobaczyłem całą tę grozę. Przyszliśmy tam. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną.: brązowa skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie – zobaczyłem kata […]

—————-

Fragment zeznań Dmitrija Stiepanowicza Tokariewa. (w) „KATYŃ. DOKUMENTY ZBRODNI” t.2, Wyd. Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Wydawnictwo „Trio”, Warszawa 1998

Spośród nieznanej – jak dotąd – liczby bezpośrednich wykonawców rozkazu z dnia 5 marca 1940 roku udało się pozyskać fotografię tylko jednego oprawcy. Przywiezione z Moskwy w 1996 roku zdjęcie opublikowane zostało w 42 numerze ”Biuletynu Katyńskiego”. Ekipą katów, która przyjechała do Kalinina kierował ubrany w skórzany fartuch major bezpieczeństwa państwowego – Wasilij Michajłowicz Błochin.

Wasilij Błochin, fotografia powojenna.

Wiadomo o nim bardzo niewiele. Urodził się w grudniu 1895 roku w biednej chłopskiej rodzinie, mieszkającej we wsi Gawriłowskoje w guberni Władymirskiej. Najpierw pracował jako pastuch we wsi Turowo guberni Jarosławskiej, a po roku 1910 był w Moskwie kamieniarzem. W wojsku rosyjskim od roku 1915, a Robotniczo Chłopskiej Armii Czerwonej ( RKKA ) od listopada 1918 roku. Od maja 1921 roku był jednym z 40.000 „czekistow” w Korpusie Wojsk WCzK, wydzielonym z RKKA i podlegającym Wszechzwiązkowej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem. Służył m.in. w 62 batalionie wojsk WCzK i oddziałach OSNAZ (od OSobowogo NAZnaczeniija – „specjalnego przeznaczenia”. Obiegowa nazwa oddziałów do zadań specjalnych ), przy Kolegium WCz, a od maja 1922 przy kolegium Państwowego Zarządu Politycznego (GPU), później OGPU.W latach l922 – 26 na odpowiedzialnych stanowiskach w dywizji OSNAZ, a od 1926 do 1934 komendant OGPU (Zjednoczonego GPU) ZSR. Po 1934 roku w NKWD, m.in. w latach l938 – 1943 był naczelnikiem Komendantury Wydziału Administracyjno – Gospodarczego NKWD ZSRR. W strukturze Narodowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (NKWD) oddział komendancki wykonywał wyroki śmierci, a takie oddziały istniały przy każdej placówce NKWD.

Kierujący tymi oddziałami (które w ZSRR liczyły kilkuset „czekistow”) major bezpieczeństwa państwowego Wasilij Błochin nie musiał własnoręcznie wykonywać wyroków. Wydano mu rozkaz wyjazdu do Kalinina i osobistego udziału w wymordowaniu kolejnych transportów polskich jeńców ? Najprawdopodobniej tak, bo w NKWD nic nie mogło się wydarzyć bez zgody i decyzji przełożonych…

Po zmianach w służbach specjalnych ZSRR major, od 1946 roku pułkownik bezp. państ., później komisarz bezp. państ. W.M. Błochin w strukturach Ministerstwie Spraw Wewnętrznych dosłużył się nawet stopnia generał – majora. W kwietniu 1953 roku zwolniono go z pracy ze względu na stan zdrowia. Represjonowany wkrótce po aresztowaniu, osądzeniu i rozstrzelaniu Ławrientija Berii (grudzień l953 r.). Uznano wówczas, że jeden z jego wieloletnich najbliższych współpracowników – Wasilij Błochin „skompromitował się w czasie pracy w WCzK – NKWD” i w listopadzie l954 roku pozbawiono go stopnia generał – majora.

Jako „czekista” był wielokrotnie wyróżniany i odznaczany. 26 kwietnia 1940 roku, jeszcze w czasie mordowania polskich jeńców w Kalininie, otrzymał pierwszy z dwu posiadanych przez niego orderów Czerwonego Sztandaru. Nazwisko Błochina można również przeczytać wśród kilkuset innych w rozkazie z 1940 roku „O nagrodach dla pracowników NKWD za skuteczne wypełnienie zadań specjalnych” W l940 roku „skuteczne wypełnienie zadań specjalnych„ to udział w likwidacji 22.000 Polaków. Majora Błochina nagrodzono dodatkowym, miesięcznym uposażeniem. Zarabiał w tym czasie powyżej dwóch tysięcy rubli miesięcznie…

Kopia rozkazu o nagrodach dla pracowników NKWD za „wykonanie zadań specjalnych” z nazwiskiem majora W. Błochina (szósty wśród wymienionych).

Jeśli wierzyć „przeciekowi”, w 1996 roku uzyskanemu z Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, to w aktach śledztwa dotyczącego zbrodni katyńskiej znajduje się informacja o śmierci Wasilija Michajłowicza Błochina w dniu 3 lutego 1955 roku. Popełnił samobójstwo, strzelając do siebie z pistoletu…