„aby przeżyć i ocalić bliskich”
Helena Libera

Wojenne losy Heleny Liberowej – żony st. prz. PP Jana Libery w pewnym stopniu są reprezentatywne dla wielu mieszkających na Kresach II Rzeczypospolitej funkcjonariuszy Policji Państwowej czy młodszych oficerów rezerwy. Często w narracji o rodzinach katyńskich dominuje perspektywa postrzegania ich przedwojennej sytuacji materialnej z perspektywy dobrze sytuowanych wówczas wyższych oficerów, podczas gdy wśród ofiar zbrodni katyńskiej dominują funkcjonariusze Policji i Więziennictwa oraz urzędnicy państwowi – podoficerowie rezerwy, których sytuacja materialna przed wrześniem 1939 r. nie zawsze była satysfakcjonująca, choć często wystarczała, by kobiety – zgodnie z panującym wówczas modelem rodziny – mogły poświęcić się wychowaniu dzieci.

Helena Libera i niezidentyfikowana kobieta, Muzeum Katyńskie

We wrześniu 1939 r, materialny byt tych rodzin został drastycznie zachwiany. Rodziny straciły stałe źródło dochodu. Pauperyzacja, której świadomość mieli jeńcy przebywający w specjalnych obozach pod nadzorem NKWD, następowała z dnia na dzień. W korespondencji przesyłanej z obozów dominuje troska o materialny byt rodziny, zdrowie jej członków i bliskich. Troska o żonę i syna, pozostawionych bez opieki głowy rodziny, o to jak rodzą sobie na co dzień w nowej rzeczywistości, przebija także z kart pocztowych wysyłanych z obozu starobielskiego przez st. przod. PP Jana Liberę.

Kartka Jana Libery do żony z obozu w Starobielsku, Muzeum Katyńskie

29 września 1939 r. pisał on: “Ciekawy jestem bardzo jak wy tam żyjecie. Sądzę, że obecne warunki życiowe zmieniły się i w razie gdyby Ci było trudni żyć a można by było wyjechać do Gołych Łaz to likwiduj tam wszystko, co możesz to sprzedaj a resztę zostaw u kogoś znajomego i sama wyjeżdżaj tylko o tym napisz mi. […] Ciekawym jak tam się Jerzyk choduje, ucałuj go ode mnie”.
W karcie pocztowej z 31 grudnia wyznawał: “Jedno mnie tylko stale i wciąż prześladuje, że ja Ci nie zrobiłem przed wyjazdem zapasu drzewa i sądzę, że z tego tytułu miałaś, a może i masz dużo kłopotu”.
W kartce pocztowej z lutego 1940 r., ciesząc się z informacji, że Helena próbuje sobie zarabiać szyjąc, radzi sprzedać majątek i wyjechać z wsi Worniany pod Wilnem do Gołych Łaz pod okupacją niemiecką. Poza wyrażonym w korespondencji niepokojem o los rodziny, dla której Jan Libera nie zdążył przygotować opału na zimę, jeniec obawiał się represji sowieckich wobec rodzin. Informacje takie, od lutego, po pierwszej deportacji, docierały do obozów jenieckich mimo cenzury, potęgując niepokój o los bliskich.
Helena Libera radziła sobie jak mogła, by utrzymać syna do powrotu męża. Podejmowała drobne zlecenia zarobkowe, szyjąc. Chciała uniknąć rozprzedawania dobytku, na który pracowali ciężko przed wojną. Zdecydowała się jedynie na sprzedaż jedynie wózka z uprzężą do zboża. Nie chciała skazywać rodziny na poniewierkę, a dla bliskich stać się obciążeniem w trudnych czasach. Chciała, by mąż był z niej dumny, że samodzielnie poradziła sobie w tej trudnej sytuacji. Prosząc o przesłanie paczki z bielizną lub rubli, Jan Libera przestrzegał Helenę, by nie pomagała jemu kosztem swoim lub ich synka Jerzego. Pisał: „jeśli tak by miało być to lepiej w ogóle mi nie wysyłaj”.
Korespondencja nadsyłana przez Jana Liberę do żony Heleny, przechowywana obecnie w Muzeum Katyńskim, świadczy także o niepokoju, niepewności w jakiej permanentnie żyli zarówno jeńcy jak i ich rodziny. Negatywne nastroje potęgowały problemy z niedostarczaniem korespondencji, odmową przyjęcia w urzędzie pocztowym paczki z bielizną lub żywnością czy koniecznością uzyskania dodatkowej zgody władz okupacyjnych na taką wysyłkę. Te niewątpliwie traumatyczne nastroje oczekiwania na wieści z obozu wpisują się w wojenne doświadczenia rodzin katyńskich i choć blakną na tle ogromu doznanych później represji, mogą być zrozumiane tylko przez tych którzy znaleźli się w podobnej sytuacji wyczekiwania na jakiekolwiek wieści od bliskich w sytuacji przymusowej rozłąki.
Jak wiele rodzin katyńskich, Helena wraz z synem została deportowana do Antonówki w Kazachstanie w kwietniu 1940 roku. Na zesłaniu nadal próbując ocaleli siebie i synka, szukała pomocy u znajomych. Kazachstan opuściła dzięki pomocy pana Kłopotowskiego, który wskazał ją i Jerzego jako swoich kuzynów, choć faktycznie nie wiedział nawet jak wyglądają. Mimo, ogromnej dumy jaką miała i poczucia samodzielności (niechęci obciążania swoimi problemami, niedostaniem innych), w ekstremalnej sytuacji na zesłaniu, nie wahała się prosić o wsparcie finansowe. To była dla nich jedyna nadzieja na przetrwanie i opuszczenie ZSRR, na to by przeżyć i aby wrócić, na to by wychować syna i ocalić go od śmierci głodowej czy powolnego wyniszczenia organizmu chorobami i ciężką pracą. Na zesłaniu i potem po opuszczeniu ZSRR Helena nie przestawała szukać informacji o mężu, kontaktując się z Czerwonym Krzyżem i ambasadą polską władz RP na Uchodźctwie.

Dr Joanna Kurczab